man using MacBook

Kobieta oświadcza się mężczyźnie

Jednoosobowa załoga sklepu składa do dyrekcji wniosek racjonalizatorski. Mowa: W uzupełnieniu tego, co napisałam, chciałam powiedzieć, że mój wniosek tylko w pierwszej chwili może się wydać dyrekcji dziwny, ale jak się tylko nad nim zastanowić, to natychmiast się okaże, że taki dziwny to on wcale nie jest. Bo proszę tylko wstawić się w moje położenie: wstaję skoro świt, bo muszę męża wyprawić do roboty, a dzieci do szkoły. Potem lecę do sklepu — dobrze, że mam niedaleko — otwieram go i zaraz przywożą mi towar. Zanim człowiek wywiesi tabliczkę: „Przyjęcie towaru”, zanim ten towar przyjmie, zanim sprawdzi, zanim asygnatę podpisze, godzina zleci. A tu już ludzie zaczynają przychodzić i czekają, aż ja ten sklep otworzę. Więc na złamanie karku układam ten towar, aby nie dać im długo czekać, i otwieram. Pan myśli, że oni doceniają to, że się śpieszę? Nic podobnego. Najpierw, kiedy tylko wejdą, pół godziny mnie rugają, dlaczego tak długo trwa przyjęcie towaru. Odpowiadam, „że się nie rozerwę”, że „mam tylko dwie ręce”, że „jak ktoś chce, to się z nim chętnie zamienię” i takie inne rzeczy, jakie się normalnie mówi w takiej sytuacji. Ale to jeszcze nie jest najgorsze. Najgorsze zaczyna się potem. Bo jak się już wygadają na temat czekania, zaczynają ode mnie żądać towaru, którego w ogóle w sklepie nie mam, czasem już od pół roku, a czasem rok. Kiedy im to mówię, dopiero zaczynają… że niby „co to jest”, „kto to widział” i „co ja sobie myślę”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *