Towarzyscy sangwinicy rzadko podejmują wysiłek, by sl czyimś prawdziwym przyjacielem, troszczyć się o potrzebujących i chorych. Kiedy byłam prezesem Klubu Kobiet w San Berno, oczekiwano ode mnie odwiedzin w szpitalu. Byio to tak obce mojej naturze, że trudno mi było podjąć się takiej odpowiedzialności. Szukałam wymówki i zaledwie raz pojechałam odwiedzić męża jednej z członkiń, ale tylko po to, żeby dowiedzieć się o jego śmierci poprzedniego dnia. Musiałam przekonywać siebie, że potrzeby innych są ważne, i narzucałam sobie dyscyplinę, by stosować się do tego. Wiele razy, gdy zmuszałam się, aby gdzieś pójść, Pan błogosławił mi bogatym doznaniem.
